Ci, którzy swoje motoryzacyjne emocje przeżywają na dwóch kołach, a nie na czterech, zawsze należeli do zupełnie innej rasy. Jak każdy byłem zaskoczony dramatem wokół zawodnika MotoGP Mavericka Vinalesa i jego zespołu Yamaha w ciągu ostatnich kilku tygodni, aż Erudyta magazynu Motorsport, Mat Oxley, zauważył, że tak właśnie należy postępować z motocyklistami, z opowieściami o sekretarzach wyścigu zwisających z okien drugiego piętra i starszych inżynierach trzymających całe serwisy obiadowe na kolanach. Rzeczywiście inna rasa.
Prawdopodobnie dlatego Rims, zupełnie nowy, zaskakująco hardcorowy symulator roweru od początkującego studia RaceWard, to zupełnie inny rodzaj gry wyścigowej – uparta i kłująca, jasne, ale nie pozbawiona pewnego szorstkiego uroku. Ma to wspólne podstawy – i, jak sądzę, pewną technologię – z kolegą ze stajni TT Isle of Man: Ride on the Edge, ale podczas gdy wysiłki Kylotonn Racing obierają legendarną trasę Snaefell Mountain i rozwijają się na jej podstawie, prawdziwe troski Rima skupiają się na rowerze do wewnątrz samo. I udaje się z nim do bardzo ciekawych miejsc.
W Rims dostępnych jest tylko osiem motocykli, ale nie ma to nic wspólnego z żadną śmiertelną maszyną – zamiast tego trafiasz prosto do maszyn z najwyższej półki, takich jak Ducati Panigale V4 czy Yamaha R1. To wdowcy, rowery, które uginają się pod twoimi palcami i rzucają cię w scenerię nawet przy najmniejszej rozbieżności.